Podchodzi do twojego stolika – zamierasz. Nie wiesz, co powiedzieć ani co zrobić. To normalne, ale cię wspieram. Mam ponad 181 zalotnych pytań, które mogę zadać facetowi tylko dla ciebie, aby uniknąć ponownego bycia w zimnie, tylko patrzenia i chichotania na drugiego faceta. Obiecuję ci; sprawdzą się na wiele okazji.
Poniżej opisane elementy umowy kredytowej są najważniejszymi punktami, na które powinniśmy zwrócić uwagę przy jej podpisywaniu. „1. Przez umowę kredytu bank zobowiązuje się oddać do dyspozycji kredytobiorcy na czas oznaczony w umowie kwotę środków pieniężnych z przeznaczeniem na ustalony cel, a kredytobiorca zobowiązuje się
Nie pozwalasz swojej randce wybrać, co robić lub gdzie iść . Kiedy spotykasz kogoś i masz kilka pierwszych randek, grzecznie i uprzejmie jest pozwolić tej osobie pomóc ci zaplanować wycieczkę. Zapytaj, czy mają na myśli konkretne zajęcia lub restauracje na tę konkretną datę, a nie ustawianie jej bez ich udziału.
Bez względu na to, jak trudne może to być, kiedy wierzysz, że prawdziwa miłość czeka na tę osobę, oprzyj się pokusie zmiany siebie, aby to zadziałało. Pozostań wierny własnym wartościom, pragnieniom i celom życiowym. Autentyczność to wszystko, więc nie poddawaj się przerażającemu strachowi przed brakiem. 6.
Zwracasz uwagę na wygląd czy charakter? 2012-06-28 14:46:30; zwracasz uwagę na wygląd czy charakter chłopaka ? 2011-01-13 06:36:12; Bardziej zwracasz uwagę na charakter czy wygląd? 2011-06-29 00:38:40; Bardziej zwracasz uwagę na wygląd czy charakter drugiej osoby? 2012-01-30 22:15:16; Bardziej zwracacie uwagę na charakter czy wygląd
manfaat salep pi kang shuang untuk miss v. zapytał(a) o 22:58 Na co najbardziej zwracasz uwagę, gdy poznajesz nową osobę ? Jaka cecha wyglądu, albo charakteru jest dla Ciebie przy pierwszym poznaniu najważniejsza ? Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 23:00 U dziewczyn najczęściej patrzę na cerę - czy jest zadbana i czy nie ma przesadnej ilości płci przeciwnej - wzrost i kolor oczu. Tak jakoś. Jeśli chodzi o charakter... Tak naprawdę nie jestem w stanie ocenić charakteru, kiedy z kimś rozmawiam pierwszy raz. Zwracam raczej uwagę na sposób wypowiedzi i inteligencję, ale na charakter jako taki - później. blocked odpowiedział(a) o 22:59 Przy pierwszym poznaniu nie widzę Oczy i usta. Potem włosy. Shikari. odpowiedział(a) o 23:00 Oceniam ją po wyglądzie,nie oszukujmy się to jest pierwsze wrażenie ;) Jacke odpowiedział(a) o 22:58 Jeżeli mam być szczery, to wygląd. Później patrzę na charakter i zainteresowania. blocked odpowiedział(a) o 23:01 Najpierw na wygląd, czy jest ładna, zadbana. Ale jedną z pierwszych rzeczy jest też to jak mnie traktuje, czy nie ma do mnie dystansu. Generalnie to nowe osoby poznaję wymieniając się różnymi szczegółami więc generalnie to mnie najbardziej interesuje. Wygląd też jest ważny, bo czasem bardzo dużo o danej osobie mówi. blocked odpowiedział(a) o 23:03 Wiesz co .. ja pierwsze zwracam uwagę na to jak się zachowuje i na poczucie humoru :D Przed poznaniem kogoś, obserwuję jego zachowania. Zwracam uwagę na to, czy często się uśmiecha, w jaki sposób podchodzi do innych ludzi (tzn. chodzi mi o relacje z innymi). Nie wiem czemu, ale przyciągają mnie ludzie, którzy wydają się być mili. Tacy spokojni i uprzejmi, którzy są moim całkowitym przeciwieństwem. Miv odpowiedział(a) o 00:09 Poczucie humoru i ogólnie oceniam, na ile sympatyczna wydaje się ta osoba. Czy jest zainteresowana rozmową i skupia się na mnie, a nie na wszystkim dookoła. Po pierwsze musi mi się z nią dobrze rozmawiać. Później zwracam uwagę na wygląd, sposób mówienia, poczucie humoru. blocked odpowiedział(a) o 10:16 Zachowanie, gesty, to czy ktoś uważa się za bożyszcze, czy jest normalnym, skromnym lubię skromność. blocked odpowiedział(a) o 11:18 Jak chodzi o charakter to powinna być miłą osobą i nie oceniać mnie przy poznaniu np teksty typu: yy jak ty wyglądasz, co to za torebka odpadają. Lubię ładnych chłopaków, ale raczej liczy się charakter. Grayson odpowiedział(a) o 12:31 Włosy, uśmiech, bliższym poznaniu zwracam uwagę na to, jak się wysławia, jakie ma poglądy na dany temat, co lubi, jakim jest człowiekiem dla innych osób. blocked odpowiedział(a) o 16:50 Jestem dość spostrzegawczą osobą,więc zwracam uwagę na wiele najbardziej na sposób poruszania się,oczy,humor,inteligencja,wrażliwość na ludzką krzywdę i prawdomówność. Ogółem na wygląd. Czasami po tym widać jakie ta osoba ma zainteresowania i wgl. Potem charakter, zwłaszcza na to czy jest pewna siebie, czy nieśmiała. patrzę przede wszystkim, czy ten ktoś jest sobą, nie zgrywa się itp. Nie interesują mnie znajomości z osobami, które robią wszystko by zainteresowanie wokół nich rosło. Nie lubie tez ludzi przemądrzałych, chwalących się WSZYSTKIM ..a to chłopakiem, a to telefonem, swoim życiem wyglądu dla mnie nie ma znaczenia. Każdy jest jaki jest. blocked odpowiedział(a) o 23:05 nwm czemu ale na oczy xd później reszta włosy usta noc i tp. mi sie wydaje, ze poznając nową osobe trzeba zwrócić uwage jak sie zachowuje, potem na wyglad :D Shiya odpowiedział(a) o 08:56 EKSPERTkarola2672 odpowiedział(a) o 09:49 Patrzę na zachowanie (najczęściej), ale także na oczy, uśmiech blocked odpowiedział(a) o 10:49 Na jej twarz, gesty i zachowanie. zwracam uwagę na to czy nie śmierdzi. a tak to ogólnie jakie wrażenie na mnie robi. Czy ładna twarz, potem włosy, później buty i zegarek. A potem szczerość i jego tolerancję. I po prostu jaki jest. Anylife odpowiedział(a) o 23:05 Co pierwsze zwracam uwagę na oczy ponieważ są one kluczem do naszego oczy rozpracowuje nowo poznanego człowieka. I jeżeli ktoś potrafi spojrzeć nam prosto w oczy to nie znaczy że nie mam nic na sumieniu po prostu może go nie mieć. Uważasz, że ktoś się myli? lub
Zwracanie uwagi dorosłym ludziom to temat wzbudzający pewne kontrowersje. Pojawia się zwykle przy okazji dyskusji na temat zachowania ludzi w miejscach publicznych, np. w komunikacji miejskiej. Zawsze trafia się rozmówca, który twierdzi, że on by zwrócił lub że już zwrócił uwagę innemu pasażerowi, że zachowuje się niekulturalnie. Dziś zatem o zwracaniu uwagi w świetle zasad savoir-vivre. Jedną z ważnych zasad, jakimi warto się w życiu kierować, jest wyrozumiałość. Chodzi o to, by być wyrozumiałym dla innych ludzi, jeśli zrobią coś nieumyślnie, a my o tym wiemy. Kierując się tą zasadą nie zwracamy uwagi innym osobom na popełnione przez nich wpadki czy gafy. Nie komentujemy, nie pouczamy. Takie pouczanie jest zachowaniem niegrzecznym, ponadto może wzbudzić w rozmówcy poczucie winy i wstyd, a to na pewno nie poprawi atmosfery. Nie oznacza to jednak, że absolutnie nigdy nie należy zwracać nikomu uwagi. Czasem jest to jak najbardziej wskazane i potrzebne. Przedstawię zatem kilka sytuacji, w których zdecydowanie powinniśmy reagować. Obrażanie innych Jeśli w naszej obecności ktoś kogoś obraża i zachowuje się wulgarnie, nie udawajmy, że tego nie widzimy. Osoba obrażana może nie być na tyle asertywna, a ponadto obrażanie słowne może przerodzić się w fizyczną przemoc. Nie wahajmy się wówczas zareagować. Wyrozumiali bądźmy dla wpadek popełnianych nieumyślnie, ale nie dla chamskiego zachowania wobec drugiego człowieka. Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy jestem świadkiem sceny, kiedy ktoś kogoś lży czy obraża, a ja się temu przypatruję. Gdy czyjeś zachowanie jest uciążliwe dla innych To bardzo pojemna kategoria zdarzeń, ale jest ich jednak sporo. Przemilczamy drobne wpadki, ale jak tu milczeć, kiedy na przykład ktoś zaczyna palić przy nas w miejscu z zakazem palenia, albo rozpoczyna konwersację telefoniczną podczas kinowego seansu. Możliwe, że wpadka jest nieumyślna, czyli nie powinniśmy nic mówić, ale z drugiej strony czyjeś zachowanie wywiera wpływ na samopoczucie, a nawet zdrowie innych osób (jak w przypadku palenia papierosów w miejscu z zakazem). Wtedy należy uprzejmie (mimo wszystko) przypomnieć, że tu nie wolno palić, a w kinie poprosić o ciszę. Bez pouczania “ale pan jest niewychowany, że rozmawia pan w kinie”. Jeśli to nie odnosi skutku, należy zwrócić się do obsługi, która ma wówczas prawo do wyproszenia tej osoby. Zawsze w miarę możliwości lepiej przypomnieć o istnieniu jakiejś zasady (np. że tu jest zakaz palenia) niż używać argumentów ad personam (“ale pan chamski”). Gdy sprawa dotyczy kogoś, kogo znamy Czasem zdarza się, że wykroczeń przeciw dobrym manierom dopuszcza się ktoś, kogo znamy: kolega, współpracownik czy przyjaciółka. Czy należy wtedy zwracać uwagę? Jeśli to są drobnostki (np. życzenie smacznego w trakcie jedzenia czy brak “dziękuję”), całkowicie przemilczamy sprawę, bo to są faux-pas popełniane nieumyślnie i przede wszystkim nie wpływają na niczyje życie. Ale czasem bywa sytuacja trudna, a poświęcę jej troszkę uwagi, bo niestety występuje bardzo często. Co zrobić, kiedy na przykład koleżanka czy współpracownica nie dba o higienę osobistą i przebywanie w jej pobliżu jest delikatnie mówiąc przykrym doświadczeniem? Czy to w ogóle da się jakoś sensownie rozwiązać bez zranienia tej osoby? To chyba najtrudniejsza sytuacja. Bo zwracając uwagę temu komuś, naruszamy pewne tabu i osobistą przestrzeń. Czasem współpracownicy próbują działać stosując aluzje, kupując w prezencie dezodoranty czy mydła, rzucając w przestrzeń “ale śmierdzi”. Niestety – to najczęściej nie działa. Co więc robić? Nie ma idealnego wyjścia z tej sytuacji. Nic nie robić oznacza godzić się z naprawdę dużym dyskomfortem przez kilka godzin dziennie. Zwracać przy wszystkich uwagę – koszmar dla tej osoby, kompromitacja i wstyd. A też nie o to nam chodzi, by kogoś pogrążyć. Najlepiej (tak myślę), żeby jedna osoba – najlepiej taka, która ma najbardziej pozytywne relacje z delikwentem – porozmawiała z nim w cztery oczy. Niestety możliwe, że koleżanka lub kolega się obrazi i poczuje dotknięty. Niemniej, spróbujmy zakomunikować to możliwie delikatnie. Można złagodzić nieco przytaczając jakąś anegdotę na swój temat. Zwracanie uwagi komukolwiek zawsze powinno być jednak ostatecznością. Nie róbmy tego bez potrzeby, a przede wszystkim – w mało znaczących, drobnych sprawach. Wyrozumiałość przede wszystkim :)
Długo myślałam nad tym, na co zwrócić szczególną uwagę w edukacji domowej i chętnie podzielę się moimi przemyśleniami. Oto one: 1) Starać się przede wszystkim o jedność małżeńską. Po latach dopiero widzę, że to powinien być priorytet: troska o małżeństwo, stawianie męża/żony na pierwszym ( po Bogu) miejscu, dążenie do tego, by być „ jednego serca i jednego ducha”. Ostatnio rozmawiałam na ten temat ze znajomą ze wspólnoty. Powiedziała coś, co mnie poruszyło. Otóż ona jest osobą bardzo wierzącą, zaangażowaną w dzieło nowej ewangelizacji, jej mąż z kolei trzyma się z dala od Kościoła. Starali się jednak zawsze o jedność, zwłaszcza gdy dotyczyło to wychowania dziecka. Potrafili przesiedzieć trzy godziny w wannie ?, by rozmawiać i wypracować wspólne stanowisko, którego potem oboje trzymali się z żelazną konsekwencją. Ich córka jest już dorosła, a oni nie mieli z nią większych kłopotów. Często, niestety, popełniamy błąd, że wszystko kręci się dookoła dzieci, co w efekcie nie przynosi nikomu dobrych owoców. 2) Ufać swoim umiejętnościom i intuicji. Czasem wydaje nam się, że edukacja domowa to coś, czemu absolutnie nie potrafimy sprostać. Tymczasem to, co mamy do zrobienia w pierwszych latach nauki (bo wtedy nasza rola jest najistotniejsza), nie przekracza naszych możliwości. Pisać, liczyć, czytać umiemy, podstawową wiedzę o świecie mamy. A tak naprawdę w tym czasie dzieci po prostu potrzebują naszej obecności i troski. Nie dajmy się zwariować, że do wszystkiego niezbędni są fachowcy i profesjonaliści! Bardzo lubię słowa abp Majdańskiego: „Rodzice, miejcie odwagę samodzielnie wychowywać swoje dzieci. To wy jesteście tu kompetentni, a nie „profesjonaliści” od muzyki, plastyki itp. To dobrze, że czujecie się amatorami. Bo amator pochodzi od słowa amo, czyli kocham. Profesjonalista nie kocha waszych dzieci”. 3) Rozwijać to, co się niemodnie nazywa „cnotami”: pilność, pracowitość, opanowanie itd. Kształcenie powinno mieć charakter wychowujący – pokazuję to w moje książce na przykładzie rodzin chociażby Marty, Beaty, Ewy czy Oli. Kaligrafia na przykład pomaga w ćwiczeniu charakteru, uczy skupienia, szacunku do słowa pisanego. Jest coraz więcej osób prowadzących specjalne kursy kaligrafii. W dobie Internetu nie rezygnujmy z tekstów pisanych odręcznie. Noszą w sobie znamiona trwałości! Do dziś mam swoje zeszyty z I-ej klasy, listy do mamy pisywane z tzw. kolonii, pamiętniki. Nasze dzieci bardzo lubiły je przeglądać. 4) Dużo czytać! Wybierać wartościowe książki, pisane ładnym językiem, z pięknymi ilustracjami. Naturalnym pożywieniem dla dzieci są arcydzieła, które pomagają zrozumieć świat, kształtować język i wyobraźnię. Dzieci ED rzeczywiście chłoną książki: mają więcej czasu, więcej zewnętrznej „nudy”, mniej telewizora i komputera. 5) Dać dzieciom dużo wolnego czasu, żeby mogły odkrywać swoje zainteresowania. W środowisku, w którym są książki, bloki rysunkowe, plastelina, kredki itp., dzieci znajdą sobie zajęcie. Sami się zdziwimy, co potrafią wymyślić! Kiedy nasi byli mali (7 i 5 lat), przyniosłam z biblioteki książkę „Bohaterowie historii Polski” . Nie wiedziałam, że zainicjuję w ten sposób wielkie zafascynowanie historią. Zarówno syn jak i córka uczyli się na pamięć pocztu królów Polski, znali genealogie i koneksje rodzinne. Z kolei duże ilości plasteliny służyły synowi do lepienia setek samolocików, które potem wykorzystywał w swoich zabawach historycznych o wojnach na Pacyfiku. 6) Modlić się o poczucie humoru, bo ono tak naprawdę pozwala na dystans do siebie, swojej rodziny i całej naszej edukacyjnej „działalności”. Nie wszystko się uda, nie wszystko wyjdzie idealnie, ale też nie wszystko od nas zależy.
Sandra Kaczmarska jest doradcą żywieniowym i dietetycznym w zakresie DDP (diety dobrych produktów) oraz trenerem personalnym. Jest też cukrzyczką typu 1. W rozmowie mówi o diagnozie, chwilach załamania i o tym, że nie może liczyć na pomoc innych. Powód jest prosty. Ludzie nadal nie wiedzą, co to jest cukrzyca. – Czasem pada pytanie: Jak można pomóc? A na widok glukagonu widzę przerażenie w oczach rozmówcy. Nie wiem, czy bezpiecznie jest żyć nadzieją i liczyć, że ktoś będzie potrafił ci pomóc. Nie będę tego próbować. Zdecydowanie wolę liczyć na siebie – mówi Kaczmarska. Magdalena Bury: Jesteś młoda, masz cukrzycę. Postrzegasz swoje życie jako gorsze od swoich rówieśników? Sandra Kaczmarska: Staram się o tym tak nie myśleć. Patrząc na moich „zdrowych” rówieśników, na ich zachowania, spędzanie czasu wolnego, zainteresowania, co zamawiają w restauracjach i jakie robią zakupy, nie wiem czy można stwierdzić jednogłośnie, że moje życie jest gorsze. Przeraża mnie jednak to, jak bardzo ludzie są nieświadomi tego, co może na nich czekać. Ja czasu nie cofnę. Nie wrócę do pełnego zdrowia. Ale inni są w komfortowej sytuacji. Przy właściwym podejściu mogą je zachować przez długi czas. Cukrzyca otworzyła ci oczy? Tak – na to, co w życiu jest najważniejsze, na co zwracać uwagę, do czego dążyć i z czego się cieszyć. Jestem bardziej świadoma swojego organizmu, wiem co dobrze wpływa na moje cukry, a co wpływa na ich niekorzyść. Planuję swoje jadłospisy, treningi oraz godziny snu. Unikam sytuacji stresowych. Przebywam wśród ludzi, których cenię za pozytywne podejście do życia. Marzę i dążę do realizacji wyznaczonych celów. Jeśli coś jest dla mnie niekomfortowe, obmyślam plan co zmienić, żeby było lepiej. Ja po prostu cały czas dążę do bycia szczęśliwym człowiekiem. Sama mam cukrzycę. Dowiedziałam się o niej kilka lat temu. Płakałam. Jak było u ciebie? W dniu swoich urodzin miałam umówioną wizytę do diabetologa, żeby odebrać wyniki szczegółowych badań. Dostałam „przepiękny” prezent w postaci skierowania do natychmiastowego stawienia się w szpitalu. Wyszłam z gabinetu i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Byłam sama. Rodzice byli w innym mieście. To był deszczowy, listopadowy dzień. Powstrzymywałam się od płaczu, żeby wybuchnąć dopiero w pustym mieszkaniu. Nie miałam zbyt dużo sił. O dłuższego czasu miałam wysoki poziom cukru. Emocje dusiły mnie od środka. Sandra Kaczmarska. Zdjęcie: archiwum prywatne Czyli wcześniej nie łączyłaś zmęczenia z cukrzycą? Ja też… Problem zaczął się dużo wcześniej, ale go nie zauważałam. Przez długi czas czułam się jak „Śpiąca Królewna”. Bałam się, że nie dojdę do domu i usnę na stojąco. Zasypiałam w kurtce na kanapie i budziłam się po 2-3 godzinach nieprzytomna, ledwo przebierając się do spania. Rano nie było lepiej. Ze wzmożonym pragnieniem piłam duże ilości wody, a tym samym zaczął się częstomocz. Z czasem na twarzy pojawiły się łuszczące plamy, z którymi nie mogłam sobie poradzić. Trafiłam do dermatologa. Nie był w stanie określić, co to jest. Przepisał maści, które i tak nie pomagały oraz skierowanie na ogólne badania. Wyniki wskazały podwyższoną glikemię na czczo. Powtórne badanie? Wynik tak samo zły. W ten sposób trafiłam do diabetologa. Po zdiagnozowaniu, że jestem cukrzykiem typu 1, nie wiedziałam jeszcze z czym to się wiąże i co mnie czeka. Wahania w poziomach cukru na porządku dziennym… Tak, na początku były duże wahania. Jak u każdego, kto zaczyna przygodę z insuliną. Były wysokie cukry, ale były i spadki, których przeraźliwie się boję. Jeszcze nie zdarzyło mi się zemdleć. Mocno wyczuwam hipoglikemię i na szczęście do tej pory udaje mi się z niej wyjść o własnych siłach. Zazwyczaj jej przyczyn szukam w zbyt dużej porcji, w danym produkcie lub zmęczeniu, niedospaniu, sytuacji stresowej. Staram się przechytrzyć cukrzycę, ale czasem płata figle (śmiech). Dzień z dobrymi wynikami jest jak wygrana w grze. Dzisiaj jestem na prowadzeniu. Spadków cukru w tej chwili nie mam, więc mogę spać spokojnie. Jak opisałabyś stan hipoglikemii? Trzeba przeżyć ją na własnej skórze, żeby w pełni zrozumieć. Przychodzi niespodziewanie i jest normą w życiu insulinozależnego człowieka. Dla mnie odczuwalna była dopiero przy 50 mg/dl. Najszybszym testem było sprawdzenie czy drżą mi dłonie. W jednej chwili oblewała mnie fala zimnego potu, robiłam się blada, traciłam równowagę, nie potrafiłam skupić wzroku na jednym punkcie. Miałam biało przed oczami, nogi i ręce jak z waty, a w dodatku odczuwałam dreszcze jak przy wysokiej gorączce. To była chwila, moment i czułam, że zaraz stracę przytomność. Zdezorientowana chwytałam za glukometr. Nienawidziłam hipoglikemii. Nadal nienawidzę. Kiedy wszystko wracało do normy, zawsze finalizowałam sprawę płaczem. Wiecznie w tym wszystkim byłam sama. Najbardziej przerażało mnie zasypianie w pustym mieszkaniu i świadomość, że mogę się nie obudzić. Szanse na pomoc z zewnątrz były marne. Niech zgadnę. Dla bezpieczeństwa chodziłaś z lekko podwyższonym cukrem…? Tak, i też czułam się źle. Wydawało mi się wtedy, że problemy ze zdrowiem się nawarstwiają. Mimo, że starałam się jeść według zaleceń lekarzy, prócz niewyrównanych cukrów, pojawiły się problemy z układem pokarmowym, nowe łuszczące się plamy na twarzy, swędząca i sucha skóra, stan depresyjny, brak energii i chęci do życia. To wszystko trwało rok. Sandra Kaczmarska W dniu swoich urodzin miałam umówioną wizytę do diabetologa, żeby odebrać wyniki szczegółowych badań. Dostałam „przepiękny” prezent w postaci skierowania do natychmiastowego stawienia się w szpitalu. Co było dalej? Dostałam olśnienia. Napisałam to na blogu: „Do choroby nie powinniśmy się przyzwyczajać. Trzeba najpierw powalczyć i przegonić diabła”. Słowa wypowiedziane na głos stają się prawdą! Moim marzeniem było wyzdrowieć i dawać przykład innym, że się da. Ale marzenia same nie przychodzą. Po marzenia się idzie! Jak „przeganiasz diabła”, gdy spotykasz się ze znajomymi na mieście? Oni jedzą, a ty tylko patrzysz? Cheat day u mnie nie istnieje i mówię to z ręką na sercu. Mimo wszystko – lubię jeść na mieście. Mam swoje ulubione, wypróbowane restauracje z przepysznymi daniami, na które mogę sobie pozwolić, nie narażając się na wysokie cukry. Najbardziej odnajduję się w kuchni izraelskiej i gruzińskiej. Lampka wina wytrawnego do obiadu lub kolacji jest mile widziana (śmiech). Lubię też testować nowe miejsca. Przeglądam menu i sprawdzam, czy mam możliwość wybrania czegoś ciekawego, ale nie wykraczającego poza moją listę produktów dozwolonych. Jeśli nie mam pewności, z czego jest dane danie, dopytuję kelnera/kelnerki. Często pytam o możliwość modyfikacji (np. czy zamiast pieczywa dostanę więcej warzyw). Staram się robić to z uśmiechem na twarzy, żeby nie wypaść na grymaszącą i wredną. Przykład? Kawa z mlekiem roślinnym już w tej chwili jest wszędzie dostępna. Tylko czasem jeszcze zdarza mi się poprosić o karton, żeby sprawdzić skład. Może wydawać się to „upierdliwe”, ale wolę taką wersję niż chodzenie do toalety, żeby móc podać sobie insulinę. Sandra Kaczmarska. Zdjęcie: archiwum prywatne Jak reagują ludzie, gdy robisz sobie zastrzyk w miejscach publicznych? W tej chwili nie podaję insuliny, więc sprawę mam za sobą. Wcześniej zawsze się chowałam, żeby nikt nie widział. Świecenie igłą i kłucie wydawało mi się nie na miejscu. Ludzie mają różną wrażliwość na podobny widok, a ja nie lubię skupiać na sobie wzroku. Wiedzieliby, co robić, gdybyś zasłabła? Czy w ogóle można liczyć na jakąkolwiek pomoc, patrząc na zachowania ludzi w niektórych sytuacjach? Zastanawiam się. Najlepszym ratunkiem jest osoba, która sama ma do czynienia z cukrzycą – sama choruje lub ma kogoś bliskiego z cukrzycą. A trafić na taką osobę w danym momencie to jak wygrana w totolotka. Na lekcjach z pomocy przedmedycznej, w szkole czy na uczelni nie ma bloku poświęconego tematyce niesienia pomocy cukrzykom. A myślę, że byłoby warto. Sytuacja niesienia pomocy nieco się komplikuje po utracie przytomności chorego. Czyli uważasz, że jeszcze nie wszyscy wiedzą, co to jest cukrzyca? Jeszcze nie spotkałam się z osobą, która nie zadawałaby podstawowych pytań typu: Co to jest cukrzyca? Na czym polega ta choroba? A to nie możesz jeść cukru, tak? Już nie wspomnę o wytłumaczeniu różnicy miedzy cukrzycą typu 1 a 2. Czasem pada pytanie: Jak można pomóc? A na widok glukagonu (hormon w zastrzyku – przyp. red.) widzę przerażenie w oczach rozmówcy. Nie wiem, czy bezpiecznie jest żyć nadzieją i liczyć, że ktoś będzie potrafił ci pomóc. Nie będę tego próbować. Zdecydowanie wolę liczyć na siebie. Sandra Kaczmarska Przeraża mnie jednak to, jak bardzo ludzie są nieświadomi tego, co może na nich czekać. Ja czasu nie cofnę. Nie wrócę do pełnego zdrowia. Ale inni są w komfortowej sytuacji. Przy właściwym podejściu mogą je zachować przez długi czas. Sporo od siebie wymagasz. Przed diagnozą wzięłaś udział w wyborach bikini fitness. Myślisz, że to miało wpływ na rozwój cukrzycy? Bardzo często spotykam się z tym pytaniem. Uznaję, że nie ma jednej konkretnej przyczyny. Moja cukrzyca to składowa wielu rzeczy, które się nawarstwiały, były przemilczane, zaniedbane przez wiele, wiele lat. A zawody na pewno nie pomogły. Może był to gwóźdź do trumny… Sandra Kaczmarska. Zdjęcie: archiwum prywatne Tego nie wiem. Nie chcę żałować swoich decyzji z przeszłości, bo każde doświadczenie, czy dobre czy złe, postrzegam jako lekcję. Niczego nie zmieni stukanie się w głowę i pytanie siebie: Po co mi to było? Jestem tu i teraz i zderzam się z rzeczywistością. Co zaniedbałaś? Od dziecka trenowałam intensywnie, miałam też problemy z hormonami. Do tego jestem introwertykiem. W efekcie zaniedbałam sprawę zdrowia. Dostałam nową pracę, przeżywałam stres związany z końcem studiów i z mieszkaniem samej w Warszawie. Codziennie trenowałam, brałam udział w zawodach. Nie spałam, później zaczęły się krwotoki z nosa. Nie dojadałam, co zmieniło się następnie w kompulsywne objadanie. Wszystko w jednym czasie. I trafiło w trzustkę… Przy tylu czynnikach nic dziwnego, że organizm zaczął atakować siebie. Ale jestem dobrej myśli. Tak, jak przez wiele lat stopniowo niszczymy nasz organizm, tak samo cierpliwie musimy poczekać i pozwolić się mu zrehabilitować. Jeszcze kilka lat temu brałaś insulinę w zastrzykach. Udało ci się z niej zrezygnować? Zaczęłam szukać różnych rozwiązań – od terapii psychologicznych po medycynę chińską i akupunkturę. Podchodziłam do sprawy holistycznie. Medytacje, joga, zaczęłam dbać o odpowiednią ilość snu, ograniczyłam ilość treningów i czasu spędzonego na siłowni. Do tego suplementacja witaminami. Gdyby to było takie proste, wiele osób nie brałoby zastrzyków… Zauważałaś efekty? Wszystko miało zbawienny wpływ, ale nie dawało satysfakcjonujących efektów. Na szczęście skończyłam studium podyplomowe z poradnictwa żywieniowego i dietetycznego. Zaczęłam więc wnikliwie przeglądać notatki z dietoterapii przy cukrzycy. Znalazłam tam listę wymienników węglowodanowych, nauczyłam się przeliczania ich na ilość podawanej insuliny. Zastanawiało mnie, co się stanie, jeśli wykluczę z diety węglowodany. Spróbowałam. Szukałam artykułów naukowych oraz metod leczenia cukrzycy typu 1 dietą. Zaczęłam uczyć się siebie od zera, wsłuchiwałam się w swój organizm. Pytałam siebie: Po czym się dobrze czuję? Po czym źle? Po jakich produktach i jakich ilościach mam wzorowe cukry? Zyskałam lepsze samopoczucie, więcej energii do życia. To twoje nowatorskie podejście do cukrzycy typu 1? Nie jestem jedyna. Znalazłam osoby z chorobami autoimmunologicznymi, które w podobny sposób dążą do tego co ja. Oni motywują mnie, ja mogę więc motywować innych. Mija 1,5 roku od kiedy reguluję swoje zdrowie odpowiednim żywieniem. Znam już siebie na pamięć, chyba, że próbuję nowych rzeczy. Widzisz skutki uboczne? Nie. Za to wyniki badań się poprawiają. Badania naukowe mówią, że nie ma możliwości wyleczenia chorób autoimmunologicznych: cukrzycy typu 1, łuszczycy, Hashimoto, stwardnienia rozsianego, itp. Przeraża mnie to, kiedy lekarz mówi, że powinnam wrócić do domu, wypłakać się i zrozumieć, że jestem chora do końca życia, a swoimi działaniami doprowadzę się do kalectwa. Ale ja po prostu wiem, że się uda. Zobacz także Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Ale urwał! / Andrzej BubrowieckiPublished on Sep 3, 2012Gotowa INSTRUKCJA, która od A do Z wytłumaczy Ci, jak najszybciej oraz najskuteczniej się ebooki
na co najpierw zwracasz uwagę kiedy spotykasz nową osobę